Ja sam nie kryłem mego o nim zdania,
I dziś, jak myślę, wszystkim panom Rady
Mogłem dobitniej jeszcze wytłómaczyć,
(O czem tak dobrze jak ja wprzód wiedzieli)
Że jest kacerzem, arcy-heretykiem,
Po naszej ziemi siejącym zarazę.
Rada królowi rzecz tę natrąciła,
A on, w monarszej o kraj gorliwości,
Wskazane przez nią klęski przewidując,
Tyle przychylne dać raczył jej ucho,
Że z jego woli Cranmer, jutro rano,
Przed Radą stanie. Tak jest, sir Tomaszu,
Musim wyplenić chwast ten zaraźliwy.
Lecz zbyt już długo, trzymałem cię, panie,
A więc dobranoc!
Lovell. Uniżony sługa!
Król Henr. Nie chcę, Karolu, dłużej grać tej nocy,
Myśl ma gdzieindziej; za mocnyś jest dla mnie.
Suffolk. Nigdy poprzednio, królu, nie wygrałem.
Król Henr. Przynajmniej rzadko, i nie częściej wygrasz,
Byle przy kartach moja była baczność. —
Lovellu, jakie wieści o królowej?
Lovell. Sam osobiście nie mogłem jej ponieść
Zleceń twych, panie, ale je posiałem
Przez damę dworską; przesyła w pokorze
Swe dziękczynienia, a prosi cię, królu,
Byś się do nieba modlić za nią raczył.
Król Henr. Modlić się za nią? Co mi chcesz powiedzieć?
Czy cierpi wiele?
Lovell. Jak mówiła dworska,
Śmiertelne męki.
Król Henr. Ach, biedna królowa!
Suffolk. Odejm jej ciężar, Boże Wszechmogący,
Bez wielkich cierpień, a pociesz dziedzicem
Naszego pana!
Król Henr. Już północ, Karolu,