Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/331

Ta strona została przepisana.

Czas ci iść spocząć; w twych, proszę, modlitwach
Nie zapominaj mej biednej królowej.
Zostaw mnie teraz, bo mam w głowie myśli,
Które samotnych wymagają dumań.
Dobranoc!
Suffolk.  Pani mojej nie zapomnę
W moim pacierzu.
Król Henr.  Dobranoc, Karolu!

(Wychodzi Suffolk. — Wchodzi Antoni Denny).

Czego chcesz?
Denny.  Wiemy danym mi rozkazom,
Arcybiskupa przyprowadzam z sobą.
Król Henr.  Ha, Cantenbury?
Denny.  Tak jest, panie.
Król Henr.  Prawda!
Gdzie jest?
Denny.  W pobocznej sali.
Król Henr.  Niechaj wejdzie.

(Wychodzi Denny).

Lovell  (na str.). W sprawie, o której biskup mi napomknął,
W sam czas przybyłem.

(Wchodzą: Denny i Cranmer).

Król Henr.  Oddal się z galeryi!

(Lovell nie rusza się z miejsca).

Czyś mnie nie słyszał? Oddal się! Co znowu?

(Wychodzą: Lovell i Denny).

Cranmer  (na str.). Strach mi! Dlaczego brwi tak swoje marszczy?
Groźna ta postać coś mi złego wróży.
Król Henr.  Chcesz pewno wiedzieć, milordzie, dlaczego
Na dwór cię wzywam o tak późnej porze?
Cranmer  (klękając). Pełnić rozkazy mą jest powinnością.
Król Henr.  Wstań, proszę, dobry lordzie Cantenbury,
Wstań! musisz ze mną przechadzać się chwilę,
Bo mam o wielu rzeczach z tobą mówić.
Wstań, daj mi rękę! Ach, dobry milordzie!
Boleję nad tem, co ci mam powiedzieć,
I z wielkim tylko powtórzę to smutkiem:
W ostatnich czasach, z wielką mą niechęcią,