Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/37

Ta strona została przepisana.

Tak zbójcy, wszelką straciwszy nadzieję,
Na stróżów swoich miotają obelgi.
York.  Zbierz twoje myśli raz jeszcze, Cliffordzie,
Całą mą przeszłość pamięcią przebiegnij,
A jeśli możesz bez wstydu, spójrz na mnie,
I ukąś język, co trwogę zarzucał
Temu, co jednem brwi swojej zmarszczeniem
Sprawiał ci mdłości i zmuszał uciekać.
Clifford.  Nie myślę z tobą na słowa harcować,
Wolę ci oddać cztery za cios jeden (dobywa oręża).
Małgorz.  Stój, stój, Cliffordzie! dla tysiąca przyczyn
Pragnę przedłużyć zdrajcy tego żywot.
Ogłuchł od gniewu. Mów, Northumberlandzie.
Northumb.  Cliffordzie, nie rób tyle mu honoru,
Byś miał choć palec zakłuć za śmierć jego.
Jakież w tem męstwo, kiedy kądel warczy,
Pchnąć rękę między wyszczerzone zęby,
Kiedy kopnięciem odpędzić go łatwo?
Z wszystkiego wolno wśród wojny korzystać,
Nie wstyd dziesięciu na jednego walczyć.

(Chwytają opierającego się Yorka).

Clifford.  Tak właśnie cietrzew w sidłach się szamoce.
Northumb.  Lub królik w strzelca uwikłany sieci.

(York wzięty do niewoli).

York.  Tak nad zdobyczą tryumfują zbójcy,
Tak ich ofiarą staje się poczciwy.
Northumb.  Co z nim zamierzasz zrobić teraz pani?
Małgorz.  Northumberlandzie, waleczny Cliffordzie,
Na tym pagórku postawcie zuchwalca,
Co chciwą ręką na góry wyciągał,
Ale nie umiał tylko cień ich chwytać.
Więc to ty królem Anglii chciałeś zostać?
Ty w parlamencie naszym pankowałeś,
Każąc o rodu twojego wielkości?
Gdzie banda synów twoich, by cię poprzeć?
Rozpustny Edward i pękaty Jerzy?
Gdzie ten waleczny, ten garbaty cudak,
Twój Dick, co niegdyś ofukliwym głosem