Co się do gniazda jego wdrapać ważył;
W obronie piskląt własne daje życie.
Niechże ptak, królu, za przykład ci służy!
Co za ból, gdyby urodne to chłopię,
Z swoich praw winą rodzica wyzute,
Kiedyś do swego tak mówiło syna:
„Co oręż dziada i pradziada zyskał,
Tego się ojciec dobrowolnie wyrzekł“.
O, co za hańba! Spójrz na niego, królu,
Twarz jego męska, dni szczęśliwych wróżba,
Niech na stal miękkie twe przekuje serce,
Byś mu przekazać twoje mógł dziedzictwo!
Król Henr. Potężnym mówcą Clifford się okazał,
Silne rozwinąć umiał argumenta;
Ale, Cliffordzie, czyś nigdy nie słyszał,
Że zły zarobek w niwecz się obraca?
Zawszeż szczęśliwym był syn tego ojca,
Który za skarby swe do piekła zapadł?
Dobre uczynki zostawię synowi:
Bodaj mi ojciec nic więcej był nie dał!
Drogo się płacą wszystkie inne skarby,
W ich zachowaniu stokroć więcej troski
Niż w posiadaniu prawdziwego szczęścia.
Gdyby najlepsi twoi przyjaciele
Mogli zobaczyć, kuzynie Yorku,
Jak mnie tu widok głowy twojej smuci!
Małgorz. Pokrzep się, królu; nieprzyjaciel blizki,
A twoja miękkość obrońców twych studzi.
Przyrzekłeś syna pasować rycerzem,
Dobądź więc miecza, pasuj go bez zwłoki.
Klęknij Edwardzie.
Król Henr. Wstań, Plantagenecie,
Jesteś rycerzem, więc jak rycerz prawy
Tylko dla dobrej miecza dobądź sprawy.
Ks. Walii. Więc dobry ojcze, pozwól, bym go dobył,
Jak prawy dziedzic berła i korony,
I aż do śmierci w sprawie takiej walczył.
Clifford. Oto mi słowa ust książęcych godne. (Wchodzi Posłaniec).
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/48
Ta strona została przepisana.