Ryszard. Teraz, Cliffordzie, trzymam cię nakoniec;
Patrz, to jest ramię dla księcia Yorka,
To dla Rutlanda; oba cię dosięgną,
Choćbyś śpiżowym murem się otoczył.
Clifford. Miecz na miecz możem zmierzyć się, Ryszardzie.
Ta ręka ojca twojego zabiła,
Ta ręka brata twojego Rutlanda,
A tu jest serce zagładą ich dumne,
Zagrzewające rękę, co zabiła
Ojca i brata, by do liczby ofiar
Ciebie dodała; a więc weź co twoje.
Ryszard. Nie, nie, Warwicku, za innym goń zwierzem;
Sam tego wilka na śmierć zapoluję. (Wychodzą).
Król Henr. Bój ten podobny do porannej wojny,
Gdy z świtem walczy ciemność konająca,
A pasterz, w palce chuchając skostniałe,
Nie wie, czy chwilę dniem nazwać czy nocą.
To w jednę stronę, jak potężne fale,
Toczą się z prądem mimo wiatrów siły;
To w drugą znowu, jak te same fale
Wściekłością wiatrów cofnąć się zmuszone.
Czasem wiatr górę, czasem prądy biorą.
Raz tu, to znowu tam leci zwycięstwo;
W śmiertelnym sporze krzyżują się szable,
Ale się dotąd wojna równoważy,
Niema zwycięzcy ni zwyciężonego.