Ach! jakże królów prześciga łakocie,
Mięsa błyszczące na złotych półmiskach,
Sen na łożnicach snycerskiej roboty,
Pod strażą troski, zdrad i podejrzenia!
Syn. Zły wiatr, co zysku nikomu nie wieje.
Może ma w kiesce dobry zapas koron;
A ja, co teraz mam nadzieję łupu,
Nim noc zapadnie, życie me i skarby,
Jak mnie poległy, oddam szczęśliwszemu.
Któż to? O Boże! to twarz mego ojca!
Niepoznanego własnąm zabił ręką!
Srogi czas takie rodzący morderstwa!
Z Londynu króla porwały mnie wojska,
A sługa domu Warwicków, mój ojciec
Z swym panem walczył po stronie Yorków.
Nieszczęsny! temu, który dał mi życie,
Ja moją ręką życie odebrałem!
Odpuść mi, Boże, zbrodnię mimowolną!
Przebacz mi, ojcze, że cię nie poznałem!
Krwawe te znaki moją łzą obmyję;
Teraz w milczeniu tylko płakać mogę.
Król Henr. O, krwawe czasy! o, smutny widoku!
Kiedy lwy toczą wojnę o jaskinię,
Cierpią w ich sporze niewinne jagnięta!
Płacz, płacz! Do każdej twej łzy ja łzę dodam;
Niech nasze oczy, jak domowa wojna
Od łez oślepną, serca z bólu pękną!
Ojciec. Ty, co tak dzielny stawiłeś mi opór,
Daj mi twe złoto, jeśli masz co złota,
Bo je kupiłem setkiem cięć mej szabli.
Ale zobaczmy. Wrogaż to oblicze?
Nie, nie, niestety! To mój syn jedyny!
Jeśli tkwi w tobie jeszcze iskra życia,
Otwórz źrenice, patrz, jaka ulewa
Mojego serca wywołana burzą,