Nigdy by wóz twój ziemi nie podpalił;
I ty, Henryku, gdybyś jak król rządził,
Za ojca, dziada twego szedł przykładem,
Nie dał podwalin domowi Yorków,
Nigdy jak letnie nie lągłby się muchy,
Po mnie, po biednych tysiącu poddanych
Łezby nie lały żony owdowiałe,
I ty na tronie siedziałbyś w pokoju.
Bo co w chwast wzmaga? Cisza i pogoda,
Jak zbójców zbytek dobroci ośmiela.
Lecz żal mój próżny; rany me śmiertelne;
Choćbym miał siły, nie mam gdzie uciekać;
Srogi wróg będzie dla mnie bez litości,
Litości od nich żądać nie mam prawa.
W śmiertelne rany wkradło się powietrze,
A krwi utrata sprowadza omdlenie.
Dalej Yorku, Ryszardzie, Warwicku,
Pierś mą przeszyjcie, jak ja ojców waszych. (Mdleje).
Edward. Zwycięstwo teraz wytchnąć nam dozwala,
Pokoju wzrokiem gładzi wojny czoło.
Pogoń za krwawą pobiegła królową,
Co kierowała powolnym Henrykiem,
Jak żagiel wzdęty silnem wiatru tchnieniem
Przymusza nawę płynąć przeciw falom.
Lecz czy i Clifford pierzchnął z nimi razem?
Warwick. Nie, niepodobna, aby uszedł cały,
Bo brat twój Ryszard, w jego obecności
Chętnie to mówię, śmierci go wyznaczył;
Gdziebądź jest teraz, zginął, jestem pewny.
Edward. Czyjaż to dusza z ciałem się tak żegna?
Ryszard. Konającego ostatnie to tchnienie.
Edward. Kto to jest? Zobacz, czy wróg, czy przyjaciel
Niechaj w zwycięzcach tylko litość znajdzie.
Ryszard. Odwołaj, proszę, słowa miłosierdzia,
Bo to jest Clifford. Niedosyć mu było