Lecz zły los moje podeptał tytuły,
A zniesławioną o ziemię powalił.
Dziś do mych losów muszę się stosować,
I zasiąść miejsce skromne jak ma dola.
Król Lud. Co twoją czarną wywołało rozpacz?
Małgorz. To, co źrenice me łzami napełnia,
Język krępuje, serce w troskach nurza.
Król Lud. Siądź przy nas, pani, cobądź cię spotkało,
Bądź sama sobą, nie uginaj karku
Pod jarzmo losu, wznieś się tryumfalnie
Nad wszystkie klęski duszą nieugiętą.
Bądź ze mną szczerą, powiedz mi twe smutki,
A Francya da ci ulgę, jeśli może.
Małgorz. Uprzejme słowo myśl mą pokrzepiło,
Wróciło język mym niemym boleściom.
Wiedz przeto, królu, szlachetny Ludwiku,
Że Henryk, serca mego pan jedyny,
Z monarchy został wygnańcem, tułaczem,
W Szkocyi schronienia szukać przymuszonym,
Gdy dumny Edward z rąk mu berło wydarł,
Przywłaszczył tytuł i zasiadł na tronie
Prawowitego Anglii pomazańca.
To przymusiło biedną Małgorzatę,
Że z swoim synem, Henryka dziedzicem,
Przychodzi błagać o twą słuszną pomoc.
Wszystko przepadło, gdy nas ty opuścisz.
Szkocyaby chciała pomódz, lecz nie może;
Lud i panowie nasi uwiedzeni,
Skarb zagrabiony, rozproszone wojska,
A my, jak widzisz, w przepaściach niedoli.
Król Lud. Królowo, ukój burzę, cierpliwością,
A my pomyślim, jakby ją rozpędzić,
Małgorz. Im dłuższa zwłoka, tem wróg nasz silniejszy.
Król Lud. Ale i pomoc nasza potężniejsza,
Małgorz. Lecz niecierpliwość smutków towarzyszką,
A oto sprawca wszystkich naszych smutków.
Król Lud. Któż się to do nas tak śmiało przybliża?