Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/90

Ta strona została przepisana.

Król Henr.  Lordzie Somerset, co to za młodzieniec,
Nad którym czuwasz z taką troskliwością?
Somerset.  To młody Henryk, królu, hrabia Richmond.
Król Henr.  Przybliż się do mnie, ty Anglii nadziejo.

(Kładąc mu rękę na głowie)

Jeśli tajemną natchnienia potęgą
W przyszłości czyta moja myśl prorocza,
Dziecię to ziemi tej będzie zbawieniem.
W źrenicach jego pokoju majestat,
Ręką natury zda się kształtowana
Dłoń ta do berła, skroń ta do korony,
A cała jego postać, gdy czas przyjdzie,
Będzie ozdobą angielskiego tronu.
Cześć dlań, panowie, on wam z bożej woli
Szczęścia da więcej niźli ja niedoli.

(Wchodzi posłaniec).

Warwick.  Co nam przynosisz, dobry przyjacielu?
Posłaniec.  Edward z pod straży brata twego umknął,
I, jak donoszą, uciekł do Burgundyi.
Warwick.  Niesmaczne wieści. Ale jak mógł umknąć?
Posłaniec.  Uprowadzony przez brata Ryszarda
I lorda Hastings, którzy nań czekali
W tajnej kryjówce na krawędzi lasu,
I z rąk biskupich strzelców wyzwolili,
Bo polowaniem wciąż Edward się bawił.
Warwick.  Brat nie dopełnił swojej powinności.
Lecz idźmy, królu, obmyślić lekarstwo
Na klęski, które w przyszłości nam grożą.

(Wychodzą: król Henryk, Warwick, Clarence, Komendant Toweru i służba).

Somerset.  Zły to wypadek ta jego ucieczka,
Bo znajdzie pewnie pomoc w Burgundczykach,
I lada chwila nowa przyjdzie wojna.
Jak były sercu mojemu pociechą
Prorocze słowa króla o Richmondzie,
Tak czuję w sercu trwogę i niepokój
Myśląc, że z wojną straszne spadną klęski
Tak na Richmonda jak na głowy nasze.