Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/107

Ta strona została przepisana.
—   97   —

Który za mały, by za grób mógł służyć
Wszystkim poległym! Bądźcież od tej chwili,
O myśli moje, mordu i krwi chciwe,
Albo w nicości zgińcie pogardzane! (Wychodzi).


SCENA V.
Elsinor. Sala w zamku.
(Wchodzą: Królowa, Horacyo).

Królowa.  Nie chcę z nią mówić.
Horacyo.  Prawda, jest natrętna
I obłąkana; stan jej wart litości.
Królowa.  Czego chce?
Horacyo.  Ciągle o swym prawi ojcu.
Mówi, że świat ten pełny jest oszustwa;
Głęboko wzdycha i bije się w piersi;
O lada słomkę gniewem się unosi,
A w tem, co mówi, ledwo jest pół sensu.
Niczem jej słowa, a przecie, ich nieład
Słuchacza zmusza myśleć mimo woli,
Gonić za sensem i wiązać wyrazy,
Aby z nich jakie wydobyć znaczenie.
Wnosząc z jej spojrzeń, rąk i głowy ruchów,
Jest w niej myśl jakaś, obłędna, niepewna,
Ale bolesna.
Królowa.  Muszę więc z nią mówić,
Lub niebezpieczne zdolna przypuszczenia
Rozbudzić w ludziach do złego pochopnych.
Niech wejdzie. (Wychodzi Horacyo).
To stan bolesny duszy grzesznych ludzi:
Myśl wielkich nieszczęść lada fraszka budzi,
Bo tak jest pełny podejrzeń grzech blady,
Że sam się zdradza, lękając się zdrady.

(Wchodzi Horacyo z Ofelią).

Ofelia.  Gdzie piękna Danii królowa?
Królowa.  Ofelio!