Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/108

Ta strona została przepisana.
—   98   —

Ofelia  (śpiewa). A jakże poznam tego kochanka
Jeśli go spotkam na drodze?
Muszlę na swoim ma kapeluszu,
Kij w ręku, sandał na nodze.
Królowa.  Ach, droga pani, co piosnka ta znaczy?
Ofelia.  Tak mówisz? Ale słuchaj tylko, proszę.
(Śpiewa). Umarł, odszedł, droga pani,
Ach, umarł mój drogi!
A gdzie głowa, trawa rośnie,
Kamień jest, gdzie nogi.
Królowa.  Ale, Ofelio —
Ofelia.  Słuchaj tylko, proszę.
(Śpiewa). Prześcieradło jak śnieg białe. (Wchodzi Król).
W kwiaty haftowane,
Lecz miłości łez w mogile
Strugą nie polane.
Król.  Jak się masz, piękna pani?

Ofelia.  Dobrze, Bóg ci zapłać! Powiadają, że sowa była piekarza córką[1]. O panie, wiemy, czem jesteśmy, ale nie wiemy, czem możemy zostać. Niech Bóg zasiądzie do twojego stołu!
Król.  Myśl o ojcu zamąciła jej głowę.
Ofelia.  Proszę cię, nie mówmy o tem, ale jeśli cię zapytają, co to znaczy, odpowiedz:

(Śpiewa). Jutro święto Walentyna,[2]
A ja przed świtu godziną.
Dziewica, w twem oknie stanę,
By twą zostać Walentyną.
On wstał rano, drzwi otworzył,
I świąteczne przywdział szaty;

  1. Ma to być aluzya do legendy, dziś jeszcze obiegającej w Gloucester-shire. Jednego razu wszedł Chrystus do sklepu piekarza w godzinę pieczywa i prosił o chleb. Piekarka wzięła natychmiast kawał ciasta i wsadziła do pieca, ale ją córka łajała, mówiąc, że kawał był za wielki i zmniejszyła go trzy ćwierci. Ciasto jednak rosło w piecu i zmieniło się w ogromny bochenek. Na ten widok wykrzyknęła córka: hu! hu! hu! a krzyk ten był powodem, że Chrystus zmienił ją w sowę za karę jej skąpstwa.
  2. W dzień świętego Walentyna, 14 lutego, było zwyczajem w niektórych
    hrabstwach Anglii, że dziewczyny brały za kochanka pierwszego młodzieńca, którego