Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/110

Ta strona została skorygowana.
—   100   —

Lud zamącony, zaczyna po mieście
Niezdrowe myśli głośno przebąkiwać,
Z powodu dziwnej Poloniusa śmierci;
My też niemądrze kazaliśmy ciało
Ukradkiem w naszej pogrzebać kaplicy;
Biedna Ofelia utraciła rozum,
Który odjęty przemienia człowieka
W obraz lub bydlę; na wszystkiego domiar,
A niebezpieczne jak wszystko to razem,
Jej brat tajemnie z Francyi tu powrócił,
W chmurach zamknięty swym się karmi smutkiem,
Gdy podszepników zjadliwe języki
Sączą mu w ucho zatrute powieści
O zgonie ojca; a choć bez dowodów,
Nic ich nie wstrzyma, by z ucha do ucha
Potwarcze siały po mieście szemrania.
Droga Gertrudo, jak mordercze działo,
Wszystko to na mnie śmiercią zewsząd miota!

(Wrzawa za sceną).

Królowa.  Co krzyk ten znaczy? (Wchodzi Pan).
Król.  Gdzie moi Szwajcarzy?
Niech drzwi obsadzą! Powiedz, co się stało?
Pan.  Ratuj się, królu, bo ocean w gniewie
Nie groźniej płaskie wybrzeża połyka,
Jak młody Laert, na powstania falach,
Przybocznej straży obala zastępy;
Krzykliwy motłoch królem go rozgłasza.
Jakby się teraz świat rodził dopiero,
Jakby przeszłości, zwyczajów nie było,
Uświęcających wszelką ziemską władzę,
Wrzeszczą: „Laertes niechaj królem będzie!“
Na głos ten, czapki, ręce i języki
Pochwalny oklask do chmur wysyłają:
„Laertes królem, naszym królem będzie!“
Królowa.  Jak ujadają na fałszywym tropie!
Wskopec gonicie, fałszywe psy duńskie!
Król.  Drzwi wysadzili!

(Wrzawa za sceną. Wchodzi Laertes, za nim tłum Duńczyków).