Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/112

Ta strona została przepisana.
—   102   —

Czy i to cząstkę twej stanowi zemsty
Mieszać ryczałtem wroga z przyjaciółmi,
Tych, co wygrali, z tymi, którzy tracą
Na jego śmierci?
Laertes.  Tylko nieprzyjaciół.
Król.  Czy chcesz ich poznać?
Laertes.  Dla jego przyjaciół
Otwieram moje ramiona, gotowy
Krwią ich mą własną karmić jak pelikan.
Król.  Zaczynasz mówić jak syn nieodrodny,
A prawy szlachcic. Ze jestem niewinny,
Że śmierć twojego ojca opłakuję,
Ta prawda równie twój umysł przeniknie
Jak blask dnia oko.
Duńczycy  (za sceną).Wpuśćcie ją do sali!
Laertes.  A to co znowu? Co krzyki te znaczą?

(Wchodzi Ofelia fantastycznie ubrana w słomę i kwiaty).

Mój mózg wysuszcie, wy ognie palące!
Łzy siedmkroć słone, wypalcie z mych oczu
Siłę i czucie! Ha, twoje szaleństwo
Spłacą mi drogo, tak, że zemsty szala
Przechyli wagę! O różo majowa,
Droga dziewico, siostro ma, Ofelio!
Jak to, toż rozum kwitnącej dziewicy
Równie śmiertelny, jak starca jest życie?
Jakże subtelna miłości natura,
Skoro istności swej cząstkę najdroższy
Posyła w darze za drogim kochanym!
Ofelia.  Nieśli go w trumnie z odkrytem czołem,
Drogie me, drogie kochanie!
Łez deszcze ciekły nad jego dołem —
Bądź zdrów, mój gołąbeczku!
Laertes.  Gdybyś przytomna błagała o zemstę,
Mniejbyś głęboko poruszyła serce!

Ofelia.  Trzeba żebyś zaśpiewał: A kiedy go pochowali, Nad mogiłą zapłakali. Co to za doskonała piosenka do kołowrotka! To niewierny sługa, który wykradł pana swojego córkę.