Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/116

Ta strona została przepisana.
—   106   —

Ja w niej oddycham. A drugim powodem,
Który publiczną skargę mi odradził,
Jest jego miłość powszechna u ludu;
W niej utopione wszystkie jego wady,
Jak w źródle, które drzewo zmienia w kamień,
W relikwie jego zmieniłyby więzy.
Tak więc, me strzały, na ten wiatr za lekkie,
Do łuku mego wróciłyby znowu,
Zamiast do celu, do któregom mierzył.
Laertes.  Tak więc straciłem szlachetnego ojca,
A w rozpaczliwym stanie siostra moja,
Która, jeżeli uwielbiać się godzi,
Co już minęło, swymi przymiotami
Świat mogła cały wyzywać bez trwogi.
Ale się pomszczę!
Król.  Możesz spać spokojnie.
Nie myśl, żem z miękiej ulepiony gliny,
I że pozwolę, jakby dla zabawy,
Niebezpieczeństwu targać się za brodę.
Coś więcej o tem usłyszysz niebawem.
Kochałem ojca twego, sam się kocham,
Tak więc, przypuszczam, wyobrazisz sobie —

(Wchodzi Posłaniec).

Co za nowiny?
Posłaniec.  Listy od Hamleta,
Ten do królowej, ten do ciebie, królu.
Król.  List od Hamleta! A kto go tu przyniósł?

Posłaniec.  Jacyś majtkowie, jak mi powiadano, bo sam ich nie widziałem. Listy dane mi były przez Klaudya, który je odebrał.

Król  (do Sługi). Zostaw nas. (Wychodzi Posłaniec).
Słuchaj, Laertes, co pisze.

(Czyta): „Wielki i potężny monarcho, donoszę ci, że nagi rzucony byłem na brzegi twojego królestwa. Jutro będę prosił o pozwolenie stawienia się przed obliczem W. K. Mości, a wtedy, wybłagawszy sobie poprzednio przebaczenie, opowiem powody mojego nagłego a dziwnego powrotu. Hamlet“.