Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/120

Ta strona została przepisana.
—   110   —

A umrze, choćby i najlżej draśnięty.
Król.  Musimy dobrze sprawę tę rozstrząsnąć,
Okoliczności i czas wziąć na wagę,
Bo gdyby jaki spotkać miał nas zawód,
Przez naszą winę plan nasz na jaw wyszedł,
Byłoby lepiej wcale nie zaczynać.
Inny więc środek musim mieć w odwodzie,
Który posłuży, gdy pierwszy zawiedzie.
Czekaj — zobaczmy — znalazłem. Śród harców,
Kiedy o pchnięcia wasze pójdziem w zakład,
Długi fechtunek pragnienie wywoła —
Nacieraj przeto z całą gwałtownością —
Hamlet pić zechce — będzie w pogotowiu
Kielich zaprawny, jedna jego kropla,
Gdyby przypadkiem rapir go nie drasnął,
Odpowie naszym życzeniom. Lecz słuchaj!

(Wchodzi Królowa).

Droga królowo, jaką wieść przynosisz?
Królowa.  Nieszczęście w tropy idzie za nieszczęściem.
Laertes, twoja siostra utonęła.
Laertes.  Ha! Utonęła? Gdzie?
Królowa.  W strumienia wodach
Wierzba swym sinym przygląda się liściom;
Tam poszła, z dziwnym wiankiem na swej głowie,
Uwitym z jaskrów, stokroci i pokrzyw,
I kwiatów którym rozpustni pasterze
Nadają zwykle nieprzystojne miano,[1]
Lecz które zimne zwą nasze dziewice
Umarłych palcem. Gdy chciała swój wianek
Na splotach wierzby pochylonej złożyć,
Zazdrosna gałąź prysła pod jej nogą
I z wiankiem w strumień płaczący upadła.
Suknia po falach potoku rozlana,
Jakby Syrenę na chwilę uniosła;
Ona, jak swego nieświadoma losu,
Lub jak stworzona do tego żywiołu,

  1. Terticulum Morionis, teraz Orchis morio mas, storczyk.