Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/130

Ta strona została przepisana.
—   120   —

Niech się Herkules, jak zechce, wysila,
Kot będzie miauczał, lecz przyjdzie psa chwila.

(Wychodzi).

Król.  Dobry Horacyo, daj na niego baczność!

(Wychodzi Horacyo).

(Do Laertesa). Krzep twą cierpliwość tem, com wczoraj mówił;
Staraniem naszem będzie rzecz tę skończyć,
Dobra Gertrudo, każ syna pilnować.
Na tej mogile żywy stawim pomnik.
I dla nas przyjdzie spoczynku godzina:
Teraz, cierpliwość! To rada jedyna. (Wychodzą).


SCENA II.
Sala zamkowa.
(Wchodzą: Hamlet i Horacyo).

Hamlet.  Dość o tem, teraz mówmy o czem innem.
Czy w twej pamięci wszystkie tkwią szczegóły?
Horacyo.  Czy tkwią, mój książę?
Hamlet.  Co do mnie, w mej duszy
Wewnętrzna walka sen mi odebrała;
Gorzej mi było niż więźniom w kajdanach.
Aż nagle — dzięki nagłej rezolucyi!
Bo wiedz, że nagłość ludzi nieraz zbawia,
Gdy los ich mądre pokrzyżuje plany.
Niech nas to uczy, że jest Bóg opatrzny,
Który ostatnią formę celom daje,
Jakkolwiek sami z gruba je ocieszem.
Horacyo.  Nie wątpię o tem.
Hamlet.  Wyszedłem z kajuty,
Płaszcz mój żeglarski na barki rzuciłem,
I po omacku zacząłem ich szukać,
A gdy szczęśliwie znalazłem ich pakiet,
Do mej izdebki śpiesznie powróciłem.
Trwoga skrupuły moje przygłuszyła;
Złamałem pieczęć zleceń wielkiej treści,
I wyczytałem królewskie łotrowstwo,