Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/132

Ta strona została przepisana.
—   122   —

Tak, jak był pierwszy, złożyłem mój papier,
Skreśliłem adres, przyłożyłem pieczęć,
Na dawnem miejscu złożyłem bezpiecznie,
A nikt mojego nie poznał podrzutka.
Nazajutrz była nasza bitwa morska:
Co potem zaszło, już ci jest wiadome.
Horacyo.  Tak więc Rozenkranc płynie z Gildensternem
Do gorzkiej mety.
Hamlet.  Wszak sami, mój drogi,
O to poselstwo błagali natrętnie.
Moje sumienie w sprawie tej spokojne:
Ich śmierć jest skutkiem własnego wyboru.
Rzecz niebezpieczna, gdy niższe stworzenia
Cisną, się między płomieniste miecze,
Walczących z sobą potężnych szermierzy.
Horacyo.  Co za król!
Hamlet.  Teraz powiedz, przyjacielu,
Czy na mnie wielka nie cięży powinność?
On zabił króla mego, uwiódł matkę,
Nawet na życie me zarzucił wędkę,
A jak obłudnie! Czy się nie należy,
Bym mu to wszystko dziś ręką tą spłacił?
Czy by to zbrodnią piekielną nie było,
Gdybym pozwolił, aby rak ten dłużej
Ludzką naturę toczyć mógł bezkarnie?
Horacyo.  Wkrótce zapewne przyjdą mu nowiny,
Jaki ta sprawa w Anglii obrót wzięła.
Hamlet.  Wkrótce, lecz do mnie tymczasem należy,
A ludzkie życie od chwili zawisło.
Dobry Horacyo, ubolewam nad tem,
Ze z Laertesem tak się zapomniałem,
Bo w jego sprawie obraz swojej widzę;
Pomyślę, jakbym mógł się z nim pogodzić;
Ależ, bo jego boleści przechwałki
Całą mej duszy rozbudziły wściekłość.
Horacyo.  Cicho, moj książę! Któż się to przybliża?

(Wchodzi Osrik).

Osrik.  Witaj nam, książę, z powrotem do Danii!