go doskonałościach, uważam go za męża wielkiej duszy, a zbiór jego przymiotów za tak rzadki i kosztowny, że, aby prawdę o nim powiedzieć, nie widzi on podobnego sobie, tylko w zwierciedle. Ktoby chciał inaczej portret jego skreślić, tylko cień jego przedstawi, cień i nic więcej.
Osrik. Mówisz o nim, książę, jak nieomylny sędzia.
Hamlet. Ale do czego to wszystko zmierza? Czemu powijamy tego szlachcica ostrym oddechem naszej mowy?
Osrik. Panie?
Horacyo. Czy nie moglibyśmy się zrozumieć w innym języku? Da się to zrobić, nie wątpię.
Hamlet. W jakim zamiarze wspomniałeś nazwisko tego szlachcica?
Osrik. Laertesa?
Horacyo. Sakiewka jego już pusta; wyszastał już wszystkie swoje złote słowa.
Hamlet. Tak jest, Laertesa.
Osrik. Wiem, że nie jesteś nieświadomy —
Hamlet. Chciałbym, żebyś na prawdę wiedział, chociaż na uczciwość, gdybyś i wiedział, nie wieleby to znaczyło na moją korzyść. A więc?
Osrik. Wiem, że nie jesteś nieświadomy, mości książę, jaka doskonałość Laertesa —
Hamlet. Nie śmiem do tego się przyznać z obawy, abym się nie porównywał z jego doskonałością; a zresztą, żeby dobrze znać człowieka, trzeba go znać, jak samego siebie.
Osrik. Chcę mówić, książę, o jego doskonałości w robieniu bronią. Wnosząc z tego, co o nim mówiono, w tej sztuce nie ma sobie równego.
Hamlet. A jaka broń jego?
Osrik. Rapir i szpada.
Hamlet. Aż dwa rodzaje broni! A co dalej?
Osrik. Król założył się z nim o sześć barbaryjskich koni, Laertes ze swojej strony, jak słyszałem, stawił sześć francuskich rapirów i sześć sztyletów z wszystkimi przyborami, jak napleczniki, pendenty itd. Trzy zwła-
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/134
Ta strona została przepisana.
— 124 —