Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/162

Ta strona została przepisana.
—   152   —

Nie mam chęci, królu,
Tej krzywdy naszej wyrządzać przyjaźni,
Bym cię z tą łączył, której nienawidzę.
Racz więc twe myśli ku godniejszej zwrócić,
Niż ku nędznicy, której za swe dzieło
Sama natura dziś uznać się wzdryga.
Król Fr.  O dziwy, żeby ta, która przed chwilą
Nad wszystko twemu sercu była drogą,
Pochwał twych celem, starości balsamem
Najkosztowniejszym, w jednem oka mgnieniu
Tak się potwornych dopuściła czynów,
Że tyle węzłów miłości stargała!
Lub czyn jej straszny jest i niesłychany,
Lub dawna ku niej miłość twoja grzeszna;
Lecz, by uwierzyć temu, trzeba wiary,
Której, bez cudu, mój rozum mi nie da.
Kordelia.  Królu, o jedną jeszcze błagam łaskę:
Skoro mi obcą ta śliska jest sztuka,
Co mówi, czego dotrzymać nie myśli,
Gdy mogę tylko, nim z ust wyjdzie słowo,
Spełnić uczciwe me postanowienie,
Racz sam powiedzieć, że żaden występek,
Żadne morderstwo, żaden czyn hańbiący,
I żadna plama na moim honorze
Twej mi królewskiej łaski nie wydarła,
Ale brak tylko, co mem jest bogactwem,
Spojrzeń żebrzących wiecznie, brak języka,
Brak, który serca mego jest pociechą,
Chociaż miłości twojej mnie pozbawia.
Król Lear.  Stokroć ci lepiej było się nie rodzić,
Niż mnie obrazić!
Król Fr.  Jakto? i nic więcej?
Powolność ducha często niezdolnego
Wyrazić słowem, co zamierza spełnić?
Książę Burgundyi, co powiesz dziewicy?
Miłość miłością nie jest, jeśli miesza
Zewnętrzne względy z głębokością uczuć,
Czy chcesz ją pojąć? Sama jest posagiem,