Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/169

Ta strona została przepisana.
—   159   —

pensyonaryusza Bonifratrów. O, te zaćmienia przepowiadają nam te niezgody; fa, sol, la, mi.
Edgar.  Co się to znaczy, bracie Edmundzie, w jakichżeto poważnych rozmyślaniach się zatopiłeś?
Edmund.  Rozmyślam, bracie, o przepowiedniach, które tymi dniami czytałem, o następstwach tych zaćmień.
Edgar.  Czy się takiego rodzaju rzeczami zajmujesz?
Edmund.  Możesz mi wierzyć, że wypadki przepowiedziane sprawdziły się na nieszczęście: niezgoda przeciw naturze między dzieckiem a rodzicami; śmierć, głód, zerwanie starych przyjaźni, niesnaski w narodzie, przekleństwa i groźby królom i szlachcie; nieufność bez powodu, wygnanie przyjaciół, rozpędzenie wojsk, małżeńska niewierność i nie wiem, co tam jeszcze.
Edgar.  Od jakżeto dawna zostałeś adeptem astronomii?
Edmund.  Dajmy temu pokój. Kiedy widziałeś mojego ojca po raz ostatni?
Edgar.  Przeszłej nocy.
Edmund.  Czy z nim rozmawiałeś?
Edgar.  Przez dwie godziny.
Edmund.  I rozstaliście się w dobrej komitywie? Czy nie dostrzegłeś żadnego znaku niechęci w jego słowach lub twarzy?
Edgar.  Najmniejszego.
Edmund,  Rozważ, czem mógłeś go obrazić. Radzę ci, unikaj jego obecności, póki czas nie ostudzi gniewu, który obecnie płonie w nim tak gwałtownie, żeby go ledwo śmierć twoja ugasiła.
Edgar.  Pewno mnie jaki łotr oszkalował.
Edmund.  Lękam się tego. Błagam cię, bądź cierpliwy i wyrozumiały, póki jego wściekłość nie zwolnieje. Słuchaj mojej rady; schroń się ze mną do mojego mieszkania, gdzie rzeczy tak urządzę, że sam usłyszysz moją rozmowę z milordem. Proszę cię, idź tam; oto mój klucz, a wychodząc na ulicę, wychodź zbrojno.
Edgar.  Zbrojno, bracie?
Edmund.  Bracie, daję ci najlepszą radę. Jestem łotr, jeżeli się tam warzy co dobrego dla ciebie. Powiedziałem ci,