Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/189

Ta strona została przepisana.
—   179   —

Kent.  A więc i z tobą, dobry chłopczyku, jeśli łaska! zbliż się, poskrobię cię, zbliż się młody paniczu!
Gloucest.  Nie gwałćcie pokoju, jeśli życie ma dla was cenę! Zapłaci gardłem, kto raz jeszcze uderzy. O co wam idzie?
Regan.  To są posłańcy naszej siostry i króla.
Cornwall.  Co dało powód do waszej sprzeczki? Mówcie!
Oswald.  Ledwo oddycham, milordzie.
Kent.  Nic dziwnego, tak zmordowałeś twoje mętswo. Tchórzliwy hultaju, natura ciebie się wyrzeka; krawiec cię uszył.
Cornwall.  Dziwne z ciebie stworzenie; krawiec uszył człowieka?
Kent.  Krawiec, panie! Rzeźbiarz albo malarz nie mógłby tak źle go zrobić, choćby tylko dwie godziny swoje praktykował rzemiosło.
Cornwall.  Powiedz, skąd wszczęła się wasza kłótnia?
Oswald.  Ten stary hajdamak, panie, któremu darowałem życie na prośbę siwej jego brody —
Kent.  A ty iks, sk....synie, ty niepotrzebna litero! Milordzie, jeśli mi pozwolisz, na wapno rozdepcę tego łajdaka i potynkuję nim mury wychodka. Ulitowałeś się nad moją siwą brodą, ty pliszko!

Cornwall.  Cicho, hultaju! Czy nie znasz respektu?
Kent.  Znam, ale swoje ma gniew przywileje.
Cornwall.  Powiedz mi, gniew twój jaki powód zbudził?
Kent.  Że miecz podobny śmie nosić niewolnik,
Co odrobiny nie nosi honoru.
Tacy hultaje, z uśmiechem na ustach,
Jak szczury, święte przegryzają węzły,
Zbyt ścisłe, żeby rozwiązać je można;
I namiętności wszystkie zbuntowane
W swych panów sercu podsycają skrzętnie,
Na ogień olej, śnieg na lód ciskają;
Przeczą i twierdzą, i dziób zimorodka
Wedle przywidzeń panów obracają,[1]

  1. Było mniemanie, że powieszony zimorodek w tę stronę dziób obraca, z której wiatr wieje.