Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/192

Ta strona została skorygowana.
—   182   —

Przynieście dyby! (Przynoszą dyby).
Gloucest.  Nie rób tego, panie!
Wiem, że zawinił; dobry król, pan jego,
Skarci go za to, lecz sromotna kara,
Którą mu grozisz, dotyka jedynie
Lud najpodlejszy, ostatną hołotę,
Za kradzież albo i gorsze występki.
Król to za krzywdę weźmie osobistą,
Jeżeli jego sługa i posłaniec
Ulegnie karze tak upadlającej.
Cornwall.  Odpowiem za to.
Regan.  Mojaby też siostra
Jeszcze za większą wziąć mogła obrazę,
Ze jej dworzanin, pełniąc jej rozkazy,
Był w tak niegodny sposób pokrzywdzony.
Skujcie mu nogi! (Biorą Kenta w dyby).
Idźmy teraz, panie!

(Wychodzą: Regan i Cornwall).

Żal mi cię, bracie; to wola książęcia,
Którego światu znany jest charakter:
Wstrętny mu opór. Wstawię się za tobą.
Kent.  Nie, dobry panie, nie rób tego, proszę!
Czuwałem, drogę odbyłem mozolną,
Część nocy prześpię, a resztę prześwistam.
Z pięt może wyróść szczęście uczciwemu.
A więc dobranoc!
Gloucest.  Źle postąpił książę;
Czyn jego będzie na złe tłómaczony (Wychodzi).
Kent.  Dobry mój królu, stwierdziłeś przysłowie,
Z chłodu pod skwarne dostałeś się słońce.
Zbliż się, księżycu, do tej ciemnej kuli,
Pożycz mi światła, by ten list przeczytać!
Nędzarze tylko czasem cuda widzą.
To list Kordelii. Szczęśliwem zrządzeniem
Doszły ją wieści o mojem przebraniu.
Znajdzie czas ona w tych bolesnych sprawach
W pomoc nam przybyć i krzywdy uleczyć.
Przymruż się, oko, czuwaniem znużone,