Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/197

Ta strona została przepisana.
—   187   —

Której spełnienie potrzebuje zdrowia.
Nie jest sam sobą człowiek, gdy natura
Z cierpiącem ciałem duszy każe cierpieć.
Poczekam; własną popędliwość winię,
Że w gorączkowym wybryku choroby
Postanowienie zdrowej widzę woli.

(Spoglądając na Kenta).

Śmierć i zagłada! Dlaczego on w dybach?
Czyn mi ten stwierdza, że ta ich choroba
Jest czczym wybiegiem. Wypuście mi sługę!
Idź do nich, powiedz, że chcę z nimi mówić,
Teraz, natychmiast! niechaj się tu stawią,
Albo pod drzwiami ich bić będę w bębny,
Aż sen zabiję!
Goucest.  Idę, chciałbym, panie,
Spór ten zagodzić (Wychodzi).
Król Lear.  O Boże, me serce!
Wzdęte boleścią serce! Ale cicho!

Błazen.  Wołaj do niego, wujaszku, jak kucharka do węgorzy, gdy je żywcem wsadzała do pasztetu. Bijąc je po łbie kijem: cicho, cicho, psubraty! wołała. Jej to był brat, co przez czystą dobroć dla swojego konia siano masłem mu smarował.

(Wchodzą: Cornwall, Regan, Gloucester i Służba).

Król Lear.  Dzień dobry obu!
Cornwall.  Witamy cię, panie!

(Kent wypuszczony).

Regan.  Dostojny królu, z radością cię widzę.
Król Lear.  Wierzę ci, córko, mam tego powody;
Gdyby mój widok nie był ci radosny,
Jabym się rozwiódł z twojej matki grobem:
Byłby to tylko grób cudzołożnicy.
(Do Kenta). Ha, jesteś wolny? Ale później o tem.
Droga Regano, siostra twa niegodna,

(pokazując na serce)

Tu utopiła, jakby szpony sępa,
Ostry ząb swojej grzesznej niewdzięczności.
Zaledwie mogę mówić; nie uwierzysz,