Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/199

Ta strona została przepisana.
—   189   —

W wybuchu gniewu na mnieś gotów rzucić.
Król Lear.  Nie, nigdy me cię nie dotknie przekleństwo;
Obca czułemu sercu twemu twardość.
Jej wzrok jest straszny, gdy twoje źrenice
Tylko pociechę przynoszą, nie palą.
Moim zabawom nie będziesz ty skąpić,
Zmniejszać orszaku, słowem mnie obrażać,
Szczuplić dochodów, na wszystkiego domiar
Bram twych zakładać przede mną ryglami.
Ty powinności natury znasz lepiej,
Lepiej dziecinnych obowiązków prawa,
I wymagania należnej wdzięczności;
Nie zapomniałaś połowy królestwa,
Którą ci dałem.
Regan.  Do rzeczy, mój ojcze!
Król Lear.  Kto w dyby okuł mojego człowieka?

(Słychać trąbkę za sceną).

Cornwall.  Co to za trąbka? (Wchodzi Oswald).
Regan.  Wiem, to moja siostra;
List jej donosi, że wkrótce przybędzie.
To pani twoja?
Król Lear.  To właśnie niewolnik,
Który pożyczył dumy i zuchwalstwa
Od zmiennej łaski tej, której jest sługą.
Precz z moich oczu!
Oswald.  Co to znaczy, panie?
Król Lear.  Kto w dyby okuł mego sługę? Myślę,
Że nie wiedziałaś nic o tem, Regano.
Kto się to zbliża? (Wchodzi Goneril).
Jeśli starość kochasz,
Jeśli, o niebo, twoich praw nakazem
Jest posłuszeństwo, jeśliś samo stare,
Twoją ma sprawa, stań po mojej stronie!
(do Gon.). Czy nie masz wstydu na brodę tę spojrzeć?
Zdołaszli ścisnąć rękę jej, Regano?
Goneril.  Cóż jej zabrania? W czemże przewiniłam?
Nie wszystko winą, czemu winy imię
Sąd lekkomyślny lub zgrzybiałość daje.