Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/200

Ta strona została skorygowana.
—   190   —

Król Lear.  O piersi moja, jakżeś jest kamienna,
Że znieść to możesz! Kto mojego sługę
W dyby śmiał okuć?
Oswald.  Ja rozkaz wydałem,
Lecz on zuchwalstwem na więcej zasłużył.
Król Lear.  Ty rozkaz dałeś?
Regan.  Proszę cię, mój ojcze,
Czas już nakoniec, byś swą słabość uznał.
Jeżeli wrócisz do siostry mej domu,
Z końcem miesiąca, z połową orszaku
Będziesz mógł przybyć do mego pałacu.
Dziś jestem w drodze; dziśbyś tam nie znalazł
Nic potrzebnego na twoje przyjęcie.
Król Lear.  Ja wrócić do niej? z połową orszaku?
Nie, nigdy! Wolę raczej zrzec się dachu,
Wolę z wichrami i burzą wojować,
Być towarzyszem wilków i puszczyków.
O konieczności twarda! wrócić do niej!
Królu Francuzów, z krwią gorącą w żyłach,
Coś bez posagu najmłodszą wziął córkę,
Równiebym chętnie przed tronem twym klęknął,
I o jałmużnę jak giermek cię błagał,
Aby spodlone życie me przeciągnąć.
Ja, wrócić do niej! O nie, radź mi raczej,
Bym popychadłem został obrzydłego
Twego pachołka! (Wskazując na Oswalda).
Goneril.  Jak ci się podoba.
Król Lear.  Proszę cię, córko, nie rób mnie szalonym!
Nie chcę cię dłużej trudzić, bądź mi zdrowa!
Na tej się ziemi nie zobaczym więcej.
A przecie jesteś mem ciałem, krwią, córką!
Lub raczej ciała mojego chorobą,
Którą konieczność zwać mi każe moją,
Czyrakiem, krwi mej zgniłej karbunkułem.
Lecz cię nie będę gromił; niechaj hańba
Przyjdzie, gdy zechce, nie ja ją przyzywam,
Przed sąd Jowisza nie ja skargi niosę.
Czas ci zostawiam; popraw się, gdy możesz;