Goneril. Witaj, milordzie! Dziwna, że nie wyszedł
Mąż mój łaskawy na spotkanie nasze.
Gdzie pan twój?
Oswald. W zamku; ale jak zmieniony!
Gdy mu o armii najezdnej mówiłem,
Rozśmiał się; słysząc o waszem przybyciu,
Odrzekł „tem gorzej“, o zdradzie Glocestera
I o lojalnej służbie jego syna,
Głupcem mnie nazwał, dodał, żem przewrócił
Nice na lice; zdaje się radować
Z wypadków, które smucić go powinny,
A opłakiwać wszystko co pomyślne.
Goneril (do Edmunda). Więc nie idź dalej! Duch jego lękliwy
Nie śmie przedsięwziąć, nie chce krzywdy uznać,
Która o pomstę woła, i być może,
Że nasze w drodze poczęte życzenia
Sprawdzą się tutaj. Wróć do mego brata,
Przyśpiesz zaciągi i stań na ich czele.
Ja muszę w domu przemienić nazwiska
I kądziel złożyć w męża mego dłonie.
Ten wierny sługa będzie naszym posłem.
Wkrótce odbierzesz damy twej rozkazy,
Jeśli masz serce sprawie służyć własnej.
Przypnij to godło! Szczędź słów! Uchyl głowę!
Ten pocałunek, gdyby śmiał przemówić,
Uniósłby ducha twojego do niebios.
Zrozum mnie; żegnaj!
Edmund. Jestem twym do śmierci!
Goneril. Drogi Gloucesterze! (Wychodzi Edmund).
O jakże odmienny
Mąż jest od męża! Tobie się należy
Kobiety służba; głupiec ma me ciało.