Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/228

Ta strona została przepisana.
—   218   —

Szpetność mniej szpetną zdaje się w szatanie
Niż w złej kobiecie!
Goneril.  O ty, pusty głupcze!
Albany.  Ofiaro własnej hańby dobrowolna,
Nie kaź twych rysów taką potwornością!
Gdybym był zdolny dłoniom tym nakazać
Krwi posłuszeństwo mojej, sambym teraz
Na części szarpał ciało twe i kości,
Ale choć jesteś wcielonym szatanem,
Tarczą jest twoją kobieca twa postać!
Goneril.  Co za odwaga! (Wchodzi Posłaniec).
Albany.  Jaką wieść przynosisz?
Posłaniec.  Ach, dobry panie, książę Cornwall skonał.
Zabił go własny sługa, gdy zamierzał
Z Gloucestera głowy drugie wyrwać oko.
Albany.  Gloucestera oczy!
Posłaniec.  Tknięty miłosierdziem,
Sługa od dziecka u niego chowany,
Chciał go zatrzymać i na swego pana
Wymierzył oręż; książę, gniewem wściekły,
Jednem go cięciem u nóg swych powalił,
Lecz sam był ranny i z rany tej umarł.
Albany.  Więc jest tam w górze jeszcze sprawiedliwość,
Śpiesznie karcąca ziemskie nasze zbrodnie!
Więc biedny Gloucester jedno stracił oko?
Posłaniec.  Ach, stracił oba! Oto pismo, pani,
Które wymaga śpiesznej odpowiedzi;
To list twej siostry.
Goneril  (na str.).Rzecz, pod pewnym względem,
Jest po mej myśli: ale, gdy mój Gloucester
Jest przy mej siostrze teraz owdowiałej,
Gmach mych nadziei może słę obalić
Na moją głowę. Zresztą, wieść jest dobra.
(Głośno). List ten przeczytam i wyślę odpowiedź.

(Wychodzi).

Albany.  Gdzie był syn, gdy mu wydzierano oczy?
Posłaniec.  Tu z panią dążył.
Albany.  Tu jednak nie przybył.