Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/240

Ta strona została przepisana.
—   230   —

Toć starczy, żeby człowieka w sól zmienić,
Z ócz jego zrobić ogrodową konew,
By kurz jesienny polewać.
Szlachcic.  O panie —
Król Lear.  Umrę walecznie jak hoży pan młody;
Będę rubaszny; dalej, jestem królem!
Mości panowie, czy wy o tem wiecie?
Szlachcic.  I jak królowi będziem ci posłuszni.

Król Lear.  Więc jest tu jeszcze ratunek. Dalej! jeśli mnie złapiecie, to cwałem. Cmyk! cmyk, cmyk!

(Wybiega, a za nim Oddział).

Szlachcic. Bolesny widok w ostatnim nędzarzu,
A w królu mowy przechodzi granice.
Masz córkę, która wybawi naturę
Od klątwy wiecznej, co na nią ściągnęły
Dwie inne córki.
Edgar.  Pozdrawiam cię, panie.
Szlachcic.  Bóg z tobą także! Czego chcesz ode mnie?
Edgar.  Czyś słyszał, panie, o blizkiej potyczce?
Szlachcic.  Kto o tem nie wie? Każdy o tem słyszał,
Który rozróżnić może dźwięki mowy.
Edgar.  Lecz jak daleko są wrogów zastępy?
Szlachcic.  W spiesznym pochodzie i za lada chwilę
Ujrzysz je tutaj.
Edgar.  Dziękuję ci, panie.
Szlachcic.  Chociaż królowa, dla ważnych powodów,
Jeszcze tu bawi, ruszyło już wojsko.
Edgar.  Dzięki ci, panie. (Wychodzi Szlachcic).
Gloucest.  Weź duszę moją, miłosierny Boże,
Aby mnie znowu zły duch nie podkusił
Umrzeć, nim twoja zawoła mnie wola!
Edgar.  Dobra modlitwa, ojcze.
Gloucest.  Kto ty jesteś?
Edgar.  Jestem biedakiem, do fortuny ciosów
Z dawna przywykłym, a na litość czułym,
Przez długie ciężkich smutków doświadczenie.
Daj rękę! pójdziem szukać ci przytułku.
Gloucest.  Z serca dziękuję. Niech na twoją głowę