Wszystkie swe niebo śle błogosławieństwa!
Oswald. O, co za szczęście! Spotrzegam banitę!
Na to stworzona twoja ślepa głowa,
By podwaliną mej była fortuny.
Więc, stary zdrajco, krótki zrób rachunek,
Bo miecz dobyty, który z tobą skończy.
Gloucest. Daj Bóg twej dobrej ręce dosyć siły!
Oswald. Zuchwały chłopie, bronić chcesz banitę?
Precz, jeśli nie chcesz, ażeby los jego
Spadł i na ciebie! Usuń się na stronę!
Edgar. Nie opuściwa my się, dobrodzieju,
Bez dobrych przyczyn.
Oswald. Puść go, albo zginiesz!
Edgar. Dobry panecku, idźta sobie z Panem Bogiem, a nie zastępujta drogi biednemu ludkowi. Gdybym miał od grubych słów ginąć, toćby mnie już nie stało od dwóch tygodni. Nie, nie przybliżajta się do starowiny, trzymajta się w dali, albo spróbuję, cy wasa caska twardsa od mojej pałki! Mówię bez ceregieli.
Oswald. Precz stąd, kupo gnoju!
Edgar. Wybiję wam wsyćkie zęby, panecku. Zbliżta się tylko, kpię ja z wasego młynka.
Oswald. Zabił mnie, nędznik! Chamie, weź tę kieskę,
Pogrzeb me ciało, jeśli szczęścia pragniesz;
List, który przy mnie znajdziesz, oddaj w ręce
Edmunda księcia Gloucester; idź go szukać
W angielskiej armii. O śmierci przedwczesna! (Umiera).
Edgar. Znam ja cię dobrze, usłużny nędzniku,
Grzesznych rozkazów wierny wykonawco
Występnej pani.
Gloucest. Co, czy go zabiłeś?
Edgar. Usiądź, mój ojcze, i wypocznij sobie.
Zajrzyjmy w kieszeń; list, o którym mówi,
Może mi dobrym będzie przyjacielem.
Umarły. Tego jedynie żałuję,