Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/243

Ta strona została przepisana.
—   233   —
SCENA VII.
Namiot w obozie francuskim.
(Lear uśpiony net łożu, około niego Doktor, Szlachta i inni. — Wchodzą: Kordelia i Kent).

Kordelia.  O dobry Kencie, jak zdołam twą dobroć
Godnie zapłacić? Życie me zbyt krótkie,
I wszelka miara jest niedostateczna.
Kent.  Twe słowa, pani, z lichwą mi już płacą.
Prawda natchnęła każde moje słowo,
Nic nie odjąłem, nic nie dorzuciłem.
Kordelia.  Weź lepszą odzież, ta, którą masz teraz,
Zbyt przypomina złe życia godziny.
Odrzuć ją, proszę.
Kent.  Zostaw mi ją, pani.
Dać się dziś poznać plany me niweczy.
Traktuj mnie, pani, jakbyś mnie nie znała,
Póki nie powiem: teraz przyszła pora.
Kordelia.  Niech i tak będzie, (do Dokt). Jakże zdrowie króla.
Doktor.  Śpi ciągle, pani.
Kordelia.  Miłosierny Boże,
Napraw ten wielki wyłom w jego duszy!
Wróć ład do myśli dziko rozstrojonych
Ojca na dziecko teraz zmienionego!
Doktor.  Czy nam pozwalasz, pani, zbudzić króla i
Śpi już dość długo.
Kordelia.  Rządź się swoją sztuką,
Rób jak sam zechcesz. Czy jest już ubrany?
Szlachcic.  W śnie jego ciężkim nie trudno nam było
Zmienić mu odzież.
Doktor.  Bądź przytomną, pani,
Gdy go obudzim. Nie mam wątpliwości.
Będzie spokojny.
Kordelia.  Dobrze.
Doktor.  Zbliż się, pani!
Głośniej, muzyko!
Kordelia.  O, mój drogi ojcze,