Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/256

Ta strona została przepisana.
—   246   —

Jeślim był wrogiem twym lub twego ojca.
Edgar.  Wiem o tem, książę.
Albany.  Gdzie się ukrywałeś?
Skąd wiesz o ojca twojego niedoli?
Edgar.  Czuwając nad nią. Krótka moja powieść,
A gdy ją skończę, niech serce to pęknie!
By się ocalić przed krwawym wyrokiem,
Co gonił za mną, (jak słodkie jest życie,
Gdy ciągłe śmierci przenosim męczarnie
Nad śmierć bezzwłoczną!) w szaleńca łachmany
Oblokłem ciało, z łachmanem przybrałem
Szaleńca postać, psom nawet obrzydłą.
Spotkałem ojca, gdy z jego pierścieni
Właśnie co drogie wydarto kamienie,
Wiodłem go, w drodze żebrałem dla niego,
I od rozpaczy go uratowałem.
Nigdy (to grzech mój) nie dałem się poznać,
Dopiero, chwila temu, uzbrojony,
Niepewny skutku, choć pełny nadziei,
Kiedym go prosił o błogosławieństwo,
Całąm mu naszą opisał pielgrzymkę,
Ale ach! serce jego nadwątlone
Nie mogło ciosu takiego wytrzymać,
I w zbytku razem smutku i radości
Pękło w uśmiechu.
Edmund.  Tknęła mnie twa powieść
I może dobre przyniesie owoce.
Lecz mów, bo widzę, że pragniesz coś dodać.
Albany.  Jeśli twa powieść ma być boleśniejsza,
Przestań, bo istność ma prawie topnieje
Pod wrażeniami tego, co słyszałem.
Edgar.  Tutaj zapewne należało skończyć
Dla ludzi, którym wstrętne jest cierpienie,
Innyby jeszcze nowy dodał smutek,
Prowadząc powieść do szczytu boleści.
Śród mych narzekań przybliżył się człowiek,
Który, gdy widział mnie w mem poniżeniu,
Z wstrętem unikał mego towarzystwa,