Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/35

Ta strona została przepisana.
—   25   —

Skoczyć tak nagle w kazirodne loże.
To źle, to skończyć nie może się dobrze.
Pękaj me serce, bo ja milczeć muszę!

(Wchodzą: Horacyo, Bernardo, Marcelim).

Horacyo.  Witaj nam, książę!
Hamlet.  Rad widzę was zdrowych.
Horacyo, jeśli nie myli mnie pamięć?
Horacyo.  Horacyo, książę, a biedny twój sługa.
Hamlet.  Przyjaciel raczej; chcę zmienić te nazwy.
Co z Wittemberga sprowadza cię do nas?
Marcellus?
Marcel.  Książę —
Hamlet.  Witaj! Dobry wieczór.
Lecz wyznaj, po coś przybył z Wittemberga?
Horacyo.  Książę, wrodzona skłonność do włóczęgi.
Hamlet.  Nie chciałbym, żeby wróg twój to powiedział,
I ty mojego ucha nie przymusisz,
By uwierzyło, gdy się sam oskarżasz.
Nazbyt wiem dobrze, żeś nie jest włóczęgą.
Do Elsinoru co cię przyciągnęło?
Nim nas opuścisz, pić cię nauczymy.
Horacyo.  Na pogrzeb ojca twego pospieszyłem.
Hamlet.  Dobry kolego, nie szydź proszę ze mnie;
Sądzę, żeś przybył raczej na ślub matki.
Horacyo.  Prawda, że jeden spiesznie szedł za drugim.
Hamlet.  Oszczędność, bracie! pieczystem z pogrzebu
Na zimno ślubne stoły zastawiono.
Przód najsroższego chciałbym z wrogów moich
W niebie zobaczyć, niż dzień ten, Horacyo!
Mój ojciec — zda się, widzę mego ojca —
Horacyo.  Gdzie?
Hamlet.  Przed oczyma duszy mej, Horacyo.
Horacyo.  I jam go widział. Król to był wspaniały.
Hamlet.  Mąż to był, wszystko gdy biorę na wagę,
Któremu nigdy równego nie ujrzę.
Horacyo.  Zda mi się, książę, żem go widział wczoraj.
Hamlet.  Żeś widział kogo?
Horacyo.  Króla, twego ojca.