Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/36

Ta strona została przepisana.
—   26   —

Hamlet.  Króla, mojego ojca?
Horacyo.  Miarkuj chwilę
Uważnem uchem twoje podziwienie,
Póki, tych panów świadectwem poparty,
O całem dziwie nie skończę powieści.
Hamlet.  Na miłość Boga, opowiedz mi wszystko!
Horacyo.  Dwie noce, jedna po drugiej, mój książę,
Kiedy z Bernardem trzymał straż Marcellus.
Dwa razy mieli o głuchej północy
Jedno widzenie. Postać, jak twój ojciec,
Od stóp do głowy zbroją osłoniona,
Nagle się jawi i poważnym krokiem
Sunie się wolno, po trzykroć wymija
Ich oczy, trwogą i dziwem rozwarte,
Na długość berła, gdy oni, przemarzli
Na galaretę potęgą bojaźni,
W milczeniu stali. Całe to zdarzenie
Z tajemną trwogą mnie opowiedzieli.
Z nimi na trzecią noc trzymałem wartę,
A o godzinie przez nich oznaczonej,
I słowo w słowo jak była ich powieść,
Ujrzałem ducha. Znałem twego ojca:
Ręka do ręki nie więcej podobna.
Hamlet.  Lecz gdzie to było?
Marcel.  Na tarasie zamku.
Hamlet.  Czyś doń przemówił?
Horacyo.  Przemówiłem, książę,
Ale on milczał. Raz, jak mi się zdało,
Głowę swą podniósł i przybrał postawę,
Jakby chciał mówić, lecz w tę właśnie chwilę
Poranny kogut przeraźliwie zapiał,
A on się śpiesznie na ten głos oddalił
I z oczu zniknął.
Hamlet.  Dziwne wydarzenie!
Horacyo  Książę, na moje życie, jest prawdziwe.
A zdaniem naszem, donieść ci o wszystkiem
Było najpierwszą powinnością naszą.
Hamlet.  Dziwnie zjawisko to mnie niepokoi.