Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/37

Ta strona została przepisana.
—   27   —

Kto straż dziś trzyma?
Wszyscy.  My, łaskawy książę.
Hamlet.  Zbrojny, mówiłeś?
Wszyscy.  Tak.
Hamlet.  Od stóp do głowy?
Wszyscy.  Od stóp do głowy.
Hamlet.  Więc nie widzieliście
Jego oblicza?
Horacyo.  Widzieliśmy, książę,
Misiurka bowiem była podniesiona.
Hamlet.  Czy twarz miał gniewną?
Horacyo.  Twarz jego świadczyła
Nie gniew, lecz boleść.
Hamlet.  Blady czy czerwony?
Horacyo.  O, bardzo blady.
Hamlet.  I wlepił w was oczy?
Horacyo.  Upornie.
Hamlet.  Czemuż nie byłem tam z wami!
Horacyo.  Byłbyś zdumiony.
Hamlet.  Zapewne, zapewne!
Czy długo został?
Horacyo.  Z niewielkim pośpiechem,
Sądzę, byłoby można sto odliczyć.
Marc. i Bern.  Dłużej.
Horacyo.  Nie dłużej, gdy ja go widziałem.
Hamlet.  Brodę miał siwą?
Horacyo.  Jak ją miał za życia:
Czerń posrebrzana.
Hamlet.  Dziś straż z wami trzymam;
Może powróci.
Horacyo.  Ręczę za to, książę.
Hamlet.  Jeśli to postać szlachetnego ojca,
Przemówię do niej, choćby piekło całe
Otworem stało i broniło mówić. —
Jeśliście dotąd rzecz tę utaili,
Kryjcie ją także milczeniem na przyszłość,
A cobądźkolwiek tej nocy wypadnie,
Powierzcie myślom a nie językowi.