Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/45

Ta strona została przepisana.
—   35   —

Horacyo.  Pęd wyobraźni szalonym go robi.
Marcel.  Pośpieszmy za nim; tutaj posłuszeństwo
Byłoby zbrodnią.
Horacyo.  Jakże się to skończy?
Marcel.  Jest coś zgniłego w tem królestwie duńskiem.
Horacyo.  Niebo zaradzi.
Marcel.  Śpieszmy tylko za nim! (Wychodzą).


SCENA V.
Odleglejsza część tarasu.
(Wchodzą: Duch, Hamlet).

Hamlet.  Gdzie mnie prowadzisz? mów! nie pójdę dalej.
Duch.  Słuchaj mnie.
Hamlet.  Słucham.
Duch.  Zbliża się godzina,
W której do strasznych, siarczanych płomieni
Powrócić muszę.
Hamlet.  Duchu nieszczęśliwy!
Duch.  Nie płacz nade mną, lecz słuchaj uważnie,
Co ci odsłonię.
Hamlet.  Mów! słuchać cię muszę.
Duch.  Jak musisz pomścić, kiedy mnie wysłuchasz.
Hamlet.  Co?
Duch.  Słuchaj: jam jest ojca twego duchem,
Na czas skazanym błąkać się po nocy,
We dnie zamknięty śród wiecznych płomieni,
Dopóki grzechów mojego żywota
Ogień nie spali, czystości nie wróci.
Gdybym mógł tajnie męki mej odsłonić,
Mojej powieści najlżejszeby słowo
Krew twą zwarzyło, poszarpało duszę,
Oczy, jak gwiazdy, z ich wyparło sfery,
Takby trefione zmieszało kędziory,
Że każdy włosek stanąłby oddzielnie,
Jak na gniewnego jeża grzbiecie kolce;
Lecz ta z sfer wiecznych powieść nie dla uszu