Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/47

Ta strona została skorygowana.
—   37   —

I chętniej pójdzie na śmieciach ucztować.
Lecz cicho! zda się, czuję tchnienie ranka.
Śpieszyć się muszę. Kiedy po południu,
Wedle zwyczaju zasnąłem w ogrodzie,
Stryj twój w bezpieczną zakradł się godzinę
Z przeklętą czarą blekotowych soków,
I w uszu moich kręte wlał tajniki
Trędowy napój, którego potęga
Ze krwią człowieka w takiej nienawiści,
Że, żartka jakby żywe srebro, zbiega
Po ciała wrotach, drogach i kanałach,
Gwałtowną siłą i warzy i stęża,
Jak kropla kwasu w mleko upuszczona,
Krew świeżą, zdrową; tak z moją się stało,
I wnet hydnego, obrzydłego trądu
Skorupa, jakby Łazarza powłoka,
Gładkie wprzód moje ciało przyoblekła.
Tak mi śpiącemu brata mego ręka
Naraz wydarła życie, berło, żonę,
Podcięła w całym kwiecie moich grzechów,
Bez namaszczenia, spowiedzi, pokuty.
Nie dał mi czasu obliczyć się, posłał
Na sąd z ciężarem grzechów na sumieniu.
O, to okropnie! okropnie! okropnie!
Jeśli masz duszę, nie przebacz mu tego,
Nie pozwól, żeby królów Danii łoże
Było lubieżnych kadzirodztw siedliskiem!
Ale jakkolwiek zbrodnię będziesz ścigał,
Myśli swej nie plam, nie podniecaj duszy
Naprzeciw matce; zostaw ją niebiosom
I cierniom, które w jej piersiach utkwione
Kłuć, piec ją będą. Bądź mi zdrów, Hamlecie!
Świętojańskiego robaczka płomienie
Bledną i gasną; ranek się przybliża.
Bądź zdrów, Hamlecie, a pamiętaj o mnie! (Znika).
Hamlet.  O wy niebieskie potęgi! o ziemio!
Dodamże piekło? — Miarkuj się, o serce!
Żyły, niech starość nie chwyci was nagła,