Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/52

Ta strona została przepisana.
—   42   —

Polonius.  Nie, byłeś zręcznie przyprawił zarzuty,
Byłeś w krzywdzące nie zmienił ich wady,
Zatwardziałego grzesznika znamiona.
Nie to myśl moja. Tak zręcznie licz błędy,
Żeby się zdały plamami swobody,
Ognistej duszy błyskiem i wybuchem,
Dzikim owocem krwi niepowściągnionej,
Jak zwykle w młodych.
Rejnaldo.  Ale, dobry panie —
Polonius.  Na co to wszystko?
Rejnaldo.  Właśnie, chciałbym wiedzieć.
Polonius.  Zaraz ci powiem. Jest to, zdaniem mojem,
Dowcipu mego wymysł kapitalny.
Synowi drobne zarzucając wady —
Których nie ujdzie, kto się otarł w świecie —
Uważaj, człowiek którego próbujesz,
Jeśli usterków, które napomknąłeś,
Twego młodzieńca widział kiedy winnym,
Bądź pewny, zaraz w taki zacznie sposób:
„Mój przyjacielu, panie, zacny panie“ —
Wedle zwyczaju i form towarzyskich
Ludzi i ziemi.
Rejnaldo.  Bardzo dobrze, panie.
Polonius.  Otóż więc, kiedy tak zacznie — tak zacznie —
Co ja mówiłem? — przecież coś mówiłem —
Na czem stanąłem?
Rejnaldo.  W taki zacznie sposób:
„Mój przyjacielu, panie, zacny panie“ —
Polonius.  W ten zacznie sposób — ba! ma się rozumieć,
W ten zacznie sposób: „Znam tego panicza,
Widziałem się z nim wczoraj, przedewczoraj,
Wtedy lub wtedy, z tamtym albo z owym,
I, jak mówiłeś, grał w karty, zapijał,
Albo się kłócił, albo też, przypadkiem,
Widziałem jak wszedł do pewnego sklepu“,
To jest zamtuza, lub coś podobnego.
Czy widzisz teraz?
Na haczyk fałszu złapiesz karpia prawdę.