Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/89

Ta strona została przepisana.
—   79   —

próbować, lecz nie potrafisz grać na umie. (Wchodzi Polonius). Bóg z tobą, panie!
Polonius.  Mości książę, królowa pragnęłaby mówić z tobą natychmiast.
Hamlet.  Czy widzisz tę chmurę prawie podobną do wielbłąda?
Polonius.  Na mszę świętą, to czysty wielbłąd.
Hamlet.  Zdaje mi się, że to łasica.
Polonius.  To prawda, ma grzbiet łasicy.
Hamlet.  Albo wieloryba.
Polonius.  Bardzo podobna do wieloryba.
Hamlet.  A więc niebawem pójdę do matki. Z takim błaznem możnaby na prawdę oszaleć. Przyjdę za chwilę.
Polonius.  Poniosę wiadomość. (Wychodzi).
Hamlet.  Niebawem, łatwo powiedzieć. Zostawcie mnie, przyjaciele. (Wychodzą: Gildenstern, Rozenkranc, Horacyo i t. d.).

To właśnie pora nocy do czarodziejstw,
Gdy otwierają się groby, a piekło
Z swych głębin dmucha na ziemię zarazą.
Krewbym potrafił teraz pić gorącą
I tak okrutnych dopuścić się czynów,
Że na ich widok dzień pobladłby z trwogi.
Spokój! bo czas już do matki się udać.
O serce moje, swej nie strać natury,
Dusza Nerona niech w tę pierś nie zleci,
Niechaj okrutnym będę, nie wyrodnym!
Będę miał sztylet w słowach, a nie w dłoni;
Obłudnikami słowa z duszą będą:
Jakkolwiek groźne słowo ją zatrwoży,
Niech czyn pieczęci na niem nie przyłoży! (wychodzi).


SCENA III.
Pokój w zamku.
(Wchodzą: Król, Rozenkranc i Gildenstern).

Król.  Nie mam doń serca; a groźną jest dla mnie
Szaleństwa jego zupełna, swoboda.
Bądźcie gotowi! po wręczeniu listów,