Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/95

Ta strona została skorygowana.
—   85   —

By światu męża dać wzór doskonały.
A to był mąż twój. Teraz spójrz w tę stronę:
To mąż twój dzisiaj; jak kłos zaśnieciały,
Zarażający brata zdrowe ziarno.
Czy masz ty oczy? czy mogłaś porzucić
Tej pięknej góry pogodne wyżyny,
Aby się w takiem zanurzyć bagnisku?
Czy masz ty oczy? Nie mów, że to miłość,
Bo w twoim wieku krew ognista chłodnie,
Pokornie słucha rozsądku wyroków,
A gdzie rozsądek, któryby potrafił
Tu stamtąd upaść? Zapewne masz zmysły,
Gdy masz ruch, ale sparaliżowane
Pewno te zmysły, bo nawet szaleństwo
Takiego błędu niezdolne popełnić,
Bo w zmysłach, chociaż szałem obłąkanych,
Sądu do tyla przynajmniej zostało,
Żeby tak wielką rozpoznać różnicę.
Jakiż więc dyabeł oczy ci zawiązał?
Bez dotykania oczy, dotykanie
Bez ócz, lub uszy bez rąk i bez oczu,
Lub powonienie bez innego zmysłu,
Lub chorowita jednego z nich cząstka,
Nigdyby tak się obłąkać nie mogła.
O wstydzie, gdzież się rumieniec twój podział?
Piekło, jeżeli jeszcze jesteś zdolne
Tak się buntować i w matrony kościach,
Niech cnota będzie w ognistej młodości
Woskiem, i w własnym niech się stopi ogniu;
Niech się nie wstydzi odtąd, kto usłucha
Zgubnych podszeptów ślepej namiętności,
Skoro lód nawet tak gwałtownie gore,
Gdy rozum żądzom służy za rajfura!
Królowa.  O skończ, Hamlecie! Ty oczy me zwracasz
W duszy mej głębie, i teraz tam widzę
Plamy tak czarne i tak wiecznotrwałe,
Że nigdy swojej nie utracą barwy.
Hamlet.  A wszystko, żeby w zatrutym żyć pocie