Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/96

Ta strona została przepisana.
—   86   —

Grzesznego łoża i w łaźni zepsucia,
Szukać na gnoju miodu i miłości!
Królowa.  O skończ! Twe słowa w me wpadają, ucho
Jakby sztylety; skończ, drogi Hamlecie!
Hamlet.  Nędznik, co niewart i dwudziestej części
Pierwszego męża twego dziesięciny,
Parodya królów, berła rzezimieszek,
Który kosztowną koronę skradł z półki
I do kieszeni schował!
Królowa.  Dosyć tego! (Wchodzi Duch).
Hamlet.  Król ułatany ze szmat i gałganków —
Stróże niebiescy, brońcie mnie! rozwińcie
Skrzydła nade mną! Czego chcesz ode mnie,
Drogie zjawisko?
Królowa.  Niestety! oszalał!
Hamlet.  Czyś przyszedł syna leniwego karcić,
Że zwłoką czasu namiętność ostudza,
Groźnych rozkazów opóźnia spełnienie?
O, mów!
Duch.  Pamiętaj! Nawiedzam cię jeszcze,
Aby zaostrzyć przytępioną wolę.
Lecz patrz, twa matka w osłupieniu siedzi,
Stań więc w tej walce między nią a duszą:
Im słabsze ciało, tem myśl potężniejsza.
Mów do niej!
Hamlet.  Pani, co ci jest? odpowiedz.
Królowa.  A co jest tobie? Czemu tak wlepiłeś
W próżnię źrenice, i czemu z powietrzem
Dziwne rozmowy wiedziesz nieujętnem?
Z twych ócz wygląda dusza obłąkana,
A włos jak żołnierz zbudzony alarmem,
Jakby miał życie, pręży się i staje.
O, drogi synu, na gorączki ogień
Spuść kilka kropel zimnej cierpliwości!
Na co spoglądasz?
Hamlet.  Na niego! na niego!
Czy widzisz, jaka bladość go powleka?
Ta postać, w takiej sprawie nastająca,