Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/99

Ta strona została skorygowana.
—   89   —

Może tak drogie ukryć tajemnice
Nietoperzowi, ropusze i kotu?
Nie, na przekorę rozsądku podszeptom,
Koszyk twój otwórz na wierzchołku dachu,
Puść wolno ptaszki, a jak owa małpa,
Chociaż dla próby, wsuń się do koszyka,
A upadając, skręć kark sama sobie.
Królowa.  Bądź pewny, jeśli tchnieniem są wyrazy,
A tchnieniem życie, nie ma we mnie życia,
Aby tchnąć słowo z tego, coś mi mówił.
Hamlet.  Czy wiesz, że muszę do Anglii wyruszyć?
Królowa.  Ach, zapomniałam; tak postanowiono.
Hamlet.  Dwaj niegdyś szkolni moi towarzysze,
Którym tak ufam, jak zjadliwej żmii,
Z pieczętowanym płyną ze mną listem;
Oni na zgubę mają mnie prowadzić.
Niechże pracują! będzie to zabawa,
Własną petardą wysadzić puszkarza.
Źleby już było, gdybym nie potrafił
Podłożyć miny łokieć od nich głębiej,
I na raz obu wyprawić na księżyc.
Ha. jak rzecz słodka, kiedy dwa fortele
Na jednej drodze twarz w twarz się spotkają!

(Pokazując Poloniusa).

A więc od niego zacznę mój pakunek,
W sąsiedniej izbie kiszki jego zamknę.
Dobranoc! matko. — Na prawdę, ten radca,
Co za żywota paplał nierozważnie,
Dziś tajemnice tak chowa poważnie.
Dalej, mospanie, czas już z tobą skończyć!
Dobranoc, matko!

(Wychodzą: Królowa w jednę, Hamlet w drugą stronę, wlokąc ciało Poloniusa).