Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 5.djvu/104

Ta strona została przepisana.

Wrócisz szpiegować, co potem zamierzam,
Niebo mi świadkiem, podrę cię na części
I po zgłodniałym cmentarzu rozsieję!
Czas i me myśli dzikie są i srogie,
I tysiąc razy są nieubłagańsze,
Niż tygrys głodny lub ryczące morze!
Baltazar.  Nie będę, panie, twych przerywał działań.
Romeo.  Tem mi okażesz przyjaźń. Przyjm to, proszę.
Żyj, bądź szczęśliwy! Bądź zdrów, dobry sługo!
Baltazar.  Pójdę się ukryć śród blizkich drzew cienia;
Trwożą mnie jego słowa i spojrzenia. (Wychodzi).
Romeo.  Ty śmierci łono, przeklęta gardzieli,
Najdroższym ziemi kąskiem nasycona,
Tak twą przegniłą paszczękę otwieram,

(Łamie drzwi grobowca).

Na przekór więcej dorzucę ci strawy!
Parys.  To głos dumnego wygnańca Monteki,
Zbójcy Tybalta, po którego stracie
Żal, mówią, zabił to piękne stworzenie!
Przychodzi teraz zemstę swoją sycić
Na trupach zmarłych: pójdę go zatrzymać.

(Występuje).

Dłoń świętokradzką wstrzymaj, nikczemniku!
Zemstę posunąć chcesz za śmierci krańce?
Podlezę skazany, więźniem jesteś moim,
Woli mej słuchaj, umrzeć bowiem musisz!
Romeo.  O tak jest, muszę i po tom tu przybył.
Dobry młodzieńcze, o, nie kuś rozpaczy!
Oddal się, błagam; pamięć tych umarłych
Niech cię przerazi; błagam cię, młodzieńcze,
Grzechu nowego na mą skroń nie rzucaj,
Wściekłość mą budząc! Niebo mi jest świadkiem,
Lepiej cię kocham, niż siebie, o, odejdź!
Sam przeciw sobie przychodzę tu zbrojny;
Nie czekaj — odejdź — żyj, a potem powiedz,
Że cię szaleńca litość ocaliła!
Parys.  Z twojej litości i zaklęć twych szydzę.
Jesteś mym więźniem jako praw gwałciciel.