Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 5.djvu/148

Ta strona została przepisana.

2 Szlach.  Chętnie. (Wychodzi).
Montano.  Lecz, panie, czy wódz twój ma żonę?
Kassyo.  Szczęśliwym losem poślubił dziewicę
Wyższą nad opis, wyższą nad wieść wszelką,
Nad wszelki polot piór panegiryków,
I w rzeczywistej stworzenia powłoce
Zamykającą wszelką doskonałość.

(Wchodzi drugi Szlachcic).

Co za nowiny? Kto przybył do portu?
2 Szlach.  Niejaki Jago, chorąży dowódzcy.
Kassyo.  Miał więc żeglugę śpieszną i szczęśliwą.
Burze i wody i wyjące wiatry,
Nawiane piaski i drążone skały,
Niewinnych statków zdrajcy przyczajone,
Jakgdyby miały uczucie piękności,
Z swej się okrutnej wyzuły natury,
Puszczając wolno boską Desdemonę.
Montano.  Kto ona?
Kassyo.  Ona? Wódz naszego wodza,
Oddana straży walecznego Jaga;
A jej przybycie myśl naszą wyprzedza
O tydzień cały. — Boże strzeż Otella!
Wydmij mu żagle potężnem twem tchnieniem!
Niech statek jego port ten błogosławi,
W uściskach żony serce silniej bije,
Niechaj odnowi ogień już gasnący
Śród piersi naszych, wyspę tę pocieszy!

(Wchodzą: Desdemona, Emilia, Jago, Roderigo, Służba).

O patrz, na lądzie już jest skarb okrętu!
Mieszkańcy Cypru, na kolana przed nią!
Witaj nam, pani! Niechaj łaska nieba
Płynie przed tobą, za tobą, przy tobie,
Niech cię owieje do koła!
Desdem.  Dziękuję.
Jakie o mężu moim wiadomości?
Kassyo.  Nie przybył jeszcze, i nic więcej nie wiem,
Jak, że jest zdrowy, że wkrótce przybędzie.
Desdem.  Ach, jak się lękam! — Czemuś go opuścił?