musimy poetę, który nigdy może śmielszym, zuchwalszym i szczęśliwszym nie był. Krytyka płytka i pedantyczna zarzuca tej miłości zbyt szybkie jej rozwinięcie się, jej gwałtowność i zmysłowość. Hartman, autor nowej filozofii, w świeżo wydanym rozbiorze dramatu, zaprzecza poetyczności obrazu, czysto cielesną widząc w nim tylko namiętność. Krytyka to niesłuszna. Szekspir usprawiedliwił ten wybuch gwałtowny i przygotował nas do niego. Romeo jest u niego trawiony potrzebą kochania, biega za piękną Rozaliną, która go odpycha, spragniony miłości, szukając do niej przedmiotu. Julia, kończąca zaledwie lat czternaście, jest na pół dziecięciem rozmarzonem, ciekawem, z całą młodzieńczą siłą serca i ducha; w tej pierwszej miłości dwojga kochanków, nie tylko ich dusze, ale zmysły muszą mieć taki udział gorący, jaki u Szekspira mają. Nie jest to trwożliwa, tająca się z sobą, kłamliwie eteryczna miłość dwojga młodych ludzi, którzy się wstydzą jej objawów, bo stracili niewinność myśli... — ale uczucie roznamiętnione, prawdziwe, pełne, takie, jakie Bóg stworzył w piersi człowieka, którego kłamać nie nauczyło wychowanie powierzchownie ogładzające, psujące wewnętrznie. Jest to pierwsza młoda miłość, z którą życie rozkwita.
Jakby dla sprzeczności z tą poezyą ducha i ciała — otaczający świat, wyjąwszy brata Laurentego, to najchropawsza proza dni powszednich, genialnie odwzorowana ze wszystkiemi zmarszczkami starości. Każda z tych figur żyje, zdaje się być znaną gdzieś i widzianą... Stary Kapulet, szlachcic, który chce być panem wszechwładnym w swoim domu, miesza się, rządzi, gderze, rozkazuje, łaje i rozporządza, zarówno kuchnią jak ręką i sercem córki. — Marta, mamka Julii, doskonały typ kumoszki bezmyślnej, gadatliwej, zasilającej się w strapieniu akwawitą, i gotowej na wszystko dla świętego spokoju; Merkucyo, którego drwiny nie opuszczają nawet w chwili zgonu, słudzy, wszystko to żywy, boży świat — i tu, jak na żywym świecie, rozlega się pieśń wonią niebios zaprawna, obok gminnej kłótni, śmierdzącej rynkiem i kuchnią. Kochankowie marzą o raju miłości, pospolity lud rozpustuje i szydzi, tragiczność i komika plotą się genialnie na pasmo żywota.
W legendzie swej Luigi da Porto umieścił w końcu scenę
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 5.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.