I w łez potoku zatopiła wichry.
Jedyną moich zamiarów ostrogą
Moja ambicya, własną pochopnością
Za szranki celów swych przeskakująca.
Co tam?
L. Macb. Już prawie skończył swą wieczerzę.
Czemu tak nagle izbę opuściłeś?
Macbeth. Czy pytał o mnie?
L. Macb. Czy nie wiesz, że pytał?
Macbeth. Dalszego kroku w sprawie tej nie zrobim.
Tyle niedawno zlał na mnie honorów;
Na złotąm chwałę u ludzi zarobił,
Chciałbym ją w całej dziś świetności nosić,
A nie tak prędko z pogardą odrzucać.
L. Macb. Alboż pijaną była ta nadzieja,
W którąś się ubrał? Czyli spała dotąd?
A rozbudzona blednieje z przestrachu
Na myśl, tak skrzętnie wprzód pielęgnowaną?
Tak samo odtąd miłość twoją cenię.
Czyliż się lękasz w twoim być uczynku
I rezolucyi, czem jesteś w twej żądzy?
Chcesz mieć, co krasą zdaje ci się życia,
A razem w własnem uznaniu być tchórzem,
Za „chciałbym“ w pogoń wysyłać „lecz nie śmiem“,
Jak kot w przysłowiu.[1]
Macbeth. O cicho, skończ, proszę!
Śmiem wszystko zrobić co mężom przystoi,
A kto śmie więcej, ten nie jest człowiekiem.
L. Macb. Jakież to bydlę było ci podnietą,
Żeś mi się z twoim otworzył zamiarem?
Gdyś śmiał to zrobić, wtedy byłeś mężem;
Bądź więcej, niźli byłeś, będziesz razem
I więcej mężem. Ni ci czas ni miejsce
Sprzyjały ongi, sam chciałeś je stworzyć;
Dziś przyszły same, a ty serce tracisz?
- ↑ Kot chciałby jeść rybę, ale nie chciałby nóg zmoczyć.