Niźli na nogach, dla marności świata
Z dniem każdym życia swego umierała.
Bądź zdrów! Te grzechy, z których się spowiadasz,
Które wyznajesz, z Szkocyi mnie wygnały.
Serce me, tutaj nadziei twych koniec!
Malcolm. Gniew twój szlachetny, dziecko uczciwości,
W duszy mej czarne zatarł podejrzenia,
Myśl mą pojednał z twą czcią i szczerością.
Szatański Macbeth nieraz już próbował
Podobną sztuką w swe dostać mnie szpony,
Lecz skromny zasób mojego rozumu
Bronił mnie dotąd od łatwowierności.
Bóg teraz sędzią między mną a tobą,
Bo od dziś twoją kieruję się radą.
Potwarze, którem sam rzucał na siebie,
Cofam, bo obce zbrodnie mi te wszystkie,
Bo żadna duszy mojej nie obciąża:
Nie znam kobiety, ni krzywoprzysięstwa;
Zaledwo tego pragnę, co jest moje;
Danego słowa nigdy nie zgwałciłem,
I dyabła nawet nie zdradzę dla dyabła;
Prawda mi droga, jak moje jest życie;
Pierwszym raz skłamał, by siebie szkalować.
Całego siebie, jak jestem, oddaję
Na twe usługi i mej biednej ziemi,
Do której, jeszcze przed twojem przybyciem,
Dziesięć tysięcy dzielnych wojowników
Podeszły Siward miał ze mną prowadzić.
Pójdziemy razem: świętej sprawy naszej
Niechaj fortuna będzie towarzyszką!
Dlaczego milczysz?
Macduff. Trudno mi pogodzić
Tyle szczęśliwych i bolesnych rzeczy.
Na później resztę. — Racz powiedzieć, proszę,
Czy król się zbliża?
Doktor. Tak jest, bo tłum chorych
W nim swe ostatnie nadzieje pokłada;