Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 5.djvu/36

Ta strona została skorygowana.

W dziele piękności piórem nakreślonem;
Rozważ, jak w rysach pięknego oblicza
Jeden drugiemu piękności użycza,
Na każde ciemne księgi wyrażenie,
W ócz marginesie znajdziesz objaśnienie.
Dzieło miłości jest nieocenione,
Lecz mu oprawy tylko nie dostało;
Ryby są w morzu; a wielką jest chwałą
Temu, co piękne, piękną dać osłonę.
Księga najdroższa w oczach czytelnika,
Co w złotych klamrach złotą myśl zamyka.
Wszystko, co jego, twojem także będzie,
A z twoich skarbów nic ci nie ubędzie.
Mamka.  Ubędzie? Żonom od mężów przybywa.
Pani Kap.  Czy może Parys jakie mieć nadzieje?
Julia.  Jeśli w spojrzeniu miłość rozetleje,
Choć nie przelecą ciekawe źrenice
Za twoją wolą wskazane granice. (Wchodzi Sługa).
Służący.  Pani, już zebrali się goście, wieczerza zastawiona, wołają pani, pytają się o pannę, klną mamkę w kredensie; wszystko w zamieszaniu. Muszę teraz pędzić do sali. Błagam cię, pani, śpiesz się!
Pani Kap.  Julko, Parysa szczęście w twojej mocy.
Mamka.  Idź do dni słodkich słodszych szukać nocy! (Wychodzą).



SCENA IV.
Ulica.
(Wchodzą: Romeo, Merkucyo, Benvolio, pięć lub sześć Masek, Służący z pochodniami).

Romeo.  Mamyż co prawić na naszą wymówkę,
Czy wejdziem raczej bez żadnej perory?
Benvolio.  Długich gadanin minęły już czasy.
Nie mamy z szarfą na oczach Kupida,
Z tatarskim w dłoni malowanym łukiem,
Jakby straszydło grożącego damom;
Ani prologu, wyraz za wyrazem
Powtarzanego z cicha za suflerem;