Przykładasz, rybko, na stare me kości?
Od dziś dnia sama rób twoje poselstwa.
Julia. Dość ceregieli! Co Romeo mówi?
Mamka. Masz pozwolenie dziś iść do spowiedzi?
Julia. Mam.
Mamka. Więc do celi śpiesz się Laurentego,
Tam już mąż młody na żonę swą czeka.
A, krew ci teraz na policzki tryska,
Lada nowina w szkarłat cię maluje!
Śpiesz do kościoła, ja znowu pobiegnę
Drabiny szukać, po której kochanek
W nocy do gniazda ptaszyny się wdrapie.
Dziś ciężar mojem tylko jest strapieniem,
Lecz i na ciebie spadnie z nocy cieniem.
Idę do kuchni, przegryść mi co trzeba,
Ty idź do mnicha.
Julia. Do mojego nieba! (Wychodzą).
Brat Laur. Niech ten akt święty błogosławi niebo,
Aby nam przyszłość żalu nie przyniosła.
Romeo. Amen! Lecz wszystkie niech przyjdą boleści,
Nigdy, nie, nigdy nie zatrą rozkoszy,
Którą mi jedno spojrzenie jej daje!
Ty świętem słowem połącz dłonie nasze,
Niech potem przyjdzie śmierć wszystko trawiąca,
Dla mnie dość, że ją mogę moją nazwać.
Brat Laur. Gwałtowna rozkosz gwałtownie się kończy,
W tryumfie kona, jako proch i ogień
Giną w całunku; i miód nazbyt słodki
Odrazę budzi zbytkiem przyjemności,
Zbytkiem słodyczy odbiera apetyt.
Więc kochaj w miarę, będziesz kochał długo:
Równo się późnią tak pośpiech jak zwłoka.