Z równym zapałem, równą, namiętnością,
Jak kiedyś, dumny, przeciw twej odwadze.
Kochałem dziewkę, którąm wziął za żonę;
Nikt wierniej, szczerzej ode mnie nie kochał;
Lecz gdy cię widzę tu, szlachetny mężu,
Serce me z większem bije zachwyceniem,
Niż gdy raz pierwszy ma oblubienica
Progi mojego domu przestąpiła.
Słuchaj mnie. Marsie; liczne wojska mamy;
Mą było myślą tarczę twoją wydrzeć
Z twojej prawicy, albo ramię stracić.
Dwanaście razy mym byłeś zwycięzcą,
I odtąd wszystkie nocy mych marzenia
Były jedynie o zapasach z tobą;
W śnie po skrwawionej wlekliśmy się ziemi,
Ściskali gardła i zrywali hełmy,
Aż się nakoniec zbudzony z łożnicy
Zrywałem napół umarły, bez rany.
Gdyby Rzym innej nie zrobił nam krzywdy,
Jak, że cię z murów swoich banitował,
To i tak jeszcze, wszystko co tu żyje,,
Od lat dwunastu do siedemdziesięciu,
Z orężem w dłoniach, jak ryczące morze,
Rzymu niewdzięczne szarpałoby wnętrze.
Chodź, senatorów naszych ściśnij rękę,
Którzy tu ze mną pożegnać się przyszli,
Wyruszam bowiem wasze pola niszczyć,
Jeśli na samo nie uderzyć miasto.
Koryolan. Widzę, Jowiszu, że mi błogosławisz.
Aufidiusz. Jeśli więc pragniesz sam być swym mścicielem,
Weź jedną moich zastępów połowę,
Wiedź ją, gdzie zechcesz, boć ty znasz najlepiej
Słabą i mocną ojczyzny twej stronę.
Albo zastukaj w ich bramy orężem,
Albo w odległe strony nieś pożogę;
Strasz ich, nim zgnieciesz. Lecz pozwól mi wprzódy
Bym cię przedstawił naszym senatorom,
Którzy potwierdzą wszystkie twe życzenia.
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/101
Ta strona została przepisana.
— 91 —