Raz jeszcze, witaj! tysiąc razy witaj!
Jesteś mi większym teraz przyjacielem,
Niż byłeś wrogiem, a byłeś tak wielkim!
Daj mi twą rękę; witaj w moim domu!
1 Sługa (występując). Dziwna to jednak przemiana!
2 Sługa. Na tę rękę, brała mnie ochota wygrzmocić go jak się należy, choć mi coś do ucha szeptało, że ubiór świadczył przeciw niemu fałszywie.
1 Sługa. Co za ramię! Dwoma palcami obrócił mną jak frygą.
2 Sługa. Zaraz poznałem z jego twarzy, że coś tam w nim było, bo miał on, braciszku, rodzaj twarzy, jak mi się zdawało — tylko nie wiem, jak się wyrazić.
1 Sługa. To prawda, wyglądał, że tak powiem — Niech mnie powieszą, jeśli zaraz nie myślałem, że było w nim więcej niż myślałem.
2 Sługa. I ja to samo, przysięgam. Koniec końców, to jedyny człowiek swojego rodzaju na świecie.
1 Sługa. I mnie się tak zdaje. Znasz jednak większego niż on żołnierza.
2 Sługa. Kto? Mój pan?
1 Sługa. Nie, ani porównania.
2 Sługa. On wart takich sześciu.
1 Sługa. Nie zupełnie; lecz go uważam za większego żołnierza.
2 Sługa. Bo to widzisz, człowiek nie może słów znaleźć jakby to powiedzieć. Do obrony miasta nasz wódz jedyny.
1 Sługa. A i do szturmu nie gorszy. (Wchodzi trzeci Sługa).
3 Sługa. O niewolnicy, przynoszę wam nowiny, nowiny, hultaje!
1 i 2 Sługa. Co? Jakie? Podziel się z nami.
3 Sługa. Nie chciałbym być w Rzymianina skórze za skarby świata, bo to tak dobrze, jak gdybym miał stryczek na szyi.
1 i 2 Sługa. Dlaczego? dlaczego?
3 Sługa. Bo tu jest człowiek, który nieraz oćwiczył naszego wodza, Kajusz Marcyusz.
1 Sługa. Dlaczego mówisz: oćwiczył naszego wodza?
3 Sługa. Nie mówię, że oćwiczył naszego wodza, ale mówię, że mu zawsze dorównał.